Starożytna Grecja  
 
  Syzyf 24.04.2025 09:12 (UTC)
   
 

Był sobie król Syzyf. Mieszkał i panował na Koryncie. U szczytu skalistej góry, zwanej Akrokoryntem, stał jego pałac, otoczony czarnym i zielonym kręgiem starodrzewu. Z rana, po kąpieli, wychodził król na terasę zamkową i rozglądał się po swoim państwie. Słońce wilgotne i czyste przydawało słodyczy fali pagórków biegnących nad wybrzeżem sarońskim. W dole, na obszernej piaszczystej równinie, rysowały się proste i białe ulice Koryntu, lekko nachylonego ku morzu. W błękitnej zatoce czerniły się pękate kadłuby okrętów, które porastał las masztów. Pomimo wczesnej pory roje ludzi, na podobieństwo mrówek, krzątały się dokoła magazynów portowych. Z drugiej strony słychać było metalowy zgiełk kuźni i warsztatów, a z dzielnicy farbiarzy płynęły rynsztokami strumienie barwionej wody. Wszystko to było dziełem króla Syzyfa, który założył miasto i uczynił je bogatym, wybrawszy miejsce na port tak dogodny, że można w nim było pobierać daninę od wszystkich statków jadących ze wschodu i zachodu. Syzyf nie różnił się zbytnio od innych królów, poza jednym, drobnym szczegółem - był ulubieńcem bogów. Zeus zapraszał go na Olimp, gdzie bawił się z bogami i wcinał ich nektar i ambrozję. Pomimo lat był wciąż rześki i silny, albowiem nektarem i ambrozją odświeżał swoje ziemskie ciało. Król miał jedną wadę: uwielbiał plotki. Za każdym razem, kiedy wracał z Olimpu, rozpuszczał po kraju wieści od bogów. Bogowie puszczali to płazem, gdyż były to sprawy dość błahe, dopóki nie rozpowiedział jakiejś tajemnicy Zeusa, przez którą ten miał przykrości. Zeus się obraził i wysłał na ziemię bożka śmierci - Thanatosa - by sprzątnął plotkarza. Ale Syzyf zdołał bożka złapać i zamknąć w piwnicy. I nagle na ziemi ludzie przestali umierać. Po jakimś czasie Hades poszedł poskarżyć się bratu, że nie przychodzą do niego nowi "klienci". Zeus skapnął się, o co chodzi, i wysłał Aresa, by odnalazł Thanatosa i przywrócił na ziemii porządek. Tak też się stało, a pierwszym nowym "klientem", który pojawił się u bram Hadesu, był Syzyf. Ale chytry król przed śmiercią nakazał żonie, by zostawiła jego zwłoki nie pochowane, dzięki czemu nie będzie mógł wejść do państwa cieniów i zapłacić Charonowi za przewiezienie przez Styks. Syzyf błakał się więc na brzegu podziemnej rzeki i marudził, jaką to ma niedobrą żonę. Charon wzruszył się i pozwolił mu wrócić na ziemię, żeby mógł ukarać małżonkę i przypilnować swojego pogrzebu. Król Koryntu poszedł i nie wrócił. Na Olimpie o nim zapomniano, więc nikt nie zauważył, że Syzyf znów bawi się na ziemi. Dopiero po wielu, wielu, wielu latach w piekle zauważyli, że kogoś im brakuje, więc znów wysłali Thanatosa po uciekiniera, który znienacka zaskoczył go, uciął mu pukiel włosów i krnąbrną duszę zabrał do podziemi. Tym razem Syzyf trafił do Hadesu na dobre. Wymierzono mu ciężką karę: miał wtoczyć wielki głaz na szczyt stromej góry. Wydawało się to proste, jednak za każdym razem, gdy był już u szczytu góry, kamień wyślizgiwał się mu z rąk i spadał na sam dół. I tak za każdym razem. Z drugim razem to samo, i za trzecim, i za dziesiątym. Tak zawsze. Już jest Syzyf bliski celu i zawsze coś mu kamień z rąk wyrywa, i musi biedak pracę zaczynać na nowo. Być może, iż podanie o "pracy Syzyfowej" powstało stąd, że w odległej starożytności zbiegłych zbrodniarzy i niewolników przywiązywano do ciężkiego kamienia lub belki, którą zawsze ze sobą wlec musieli.

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 20 odwiedzający (32 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja